[DragonBall] Buu saga - historia prawdziwa
: 11 sty 2010, 13:18
tytuł: "Buu saga - historia prawdziwa"
fandom: Dragon Ball, Gundam Wing (przez chwilkę przewija się Heero)
kategoria: 13+
opis: Alternatywna wersja zakończenia sagi Buu
ostrzeżenia: wyrażenia potoczne, wulgaryzmów nie kojarzę
status: definitywnie skończony!
notka od jednej z autorek: Miałyśmy lat 14, był sylwester i miałyśmy po butelce szampana na głowę. Fik zaczęłyśmy pisać otwierając drugą. Miał wyjść dziwny, wyszła absurdalna parodia o dziwnych dopiskach. Obie już piszemy w zupełnie innym stylu niż zaprezentowany tutaj, ale jakoś mam sentyment do tego tekstu XD
Wiatr rozwiał kurz, wzniesiony kolejnym atakiem. Do Buu nagle dotarły jakieś bliżej nie sprecyzowane wrzaski.
- I ty chciałeś mi tym coś zrobić?! Ofiara!!! Już po tym ataku wiem, że jesteś słaby jak mrówka ze złamaną nogą!!! - Tu widać wycinek z pamięci Goku.
No to może teraz pokażemy co się działo w umyśle Vegetta:
"Vegeta, ty chamie!!! Z jakiej brochy ty mi w pamięci grzebiesz?!?"
"Kakarotto, jesteś jak otwarta księga!"
"Co nie znaczy że mi w pamiętniku możesz grzebać!!!"
"Hymmm.... masz pikantne szczególiki w tym swoim 'pamiętniku'... hyhyhy!"
"Vegeta! Ty zbolu...! O ty też masz i to niezłe!"
"Zabieraj te swoje wszędobylskie macki od moich myśli!!!"
"Hehehe..."
"Kaszalocie!!! Ostrzegam cię!!!"
"Tylko nie Kaszalocie!!! Oj, czekaj, Veg, niech no my się tylko rozłączymy!!!"
"Jaki VEG!?!?!? Jestem Książę VEGETA!!! Zaraz, zaraz... Przecież ta fuzja jest nierozerwalna..."
"A to rzeczywiście... Kurczę... Nie będzie okazji by ci przyłożyć..."
"CO?! Mnie przyłożyć?!"
"Tak, tobie. W tej fuzji nie występuje nikt oprócz nas dwóch, chyba, że ja o czymś nie wiem..."
"Tak, o scenariuszu."
"A co, scenariusz się z nami scalił?!"
"Nie, czubie. Ale jest w nim, że się rozłączymy."
"Przyganiał kocioł garnkowi, ty masz głupszą fryzurę niż ja."
"Ciesz się, że to w ogóle możliwe!!"
(autorki[tm]: ekhem.... no coments)
Tak więc nasz nieszczęsny demon ciągle jeszcze nie otrząsnął się po nagłym przypływie, jak i odpływie adrenaliny.
- Możesz sobie robić co chcesz, a mnie i tak nie pokonasz! - zawołał donośnie Vegetto.
Buu patrzył na niego z otępiałym politowaniem i tylko co chwila przytakiwał.
- ...A wiesz dlaczego? Bo ty nie masz ze mną szans! Jesteś po prostu za słaby! - kontynuowało 200% Saya-jin.
Demon tylko potulnie kiwał głową.
- ...No bo ty dla mnie jesteś wart mniej niż zerooooo! Mniej niż zeroooooo! O-O-O-O!- i tu Vegetto zaczął tańczyć w powietrzu.
Nie, errata, nie tańczyć, a wykonywać jakieś dziwne, nie sprecyzowane wyczyny choreograficzne, niesamowicie podobne do wygibasów Ginyu Force. Tego już biedny potwór nie zniósł. No bo w końcu ile można?! Wycelował w dwugościa swój róg i zamienił go w cukierka. Pięknego fioletowego cukierka. Cukierek owy, wbrew wszelkim zasadom zaczął ochrzaniać biednego Majinka.
- A ty co?! W kulki sobie lecisz?!? Myślisz, że jak jestem cukierkiem, to mi nic nie zrobisz?! TAK?! No pytam się grzecznie, TAK?!?
Biedny Buu doprowadzony został do ostateczności. Przemógł się w sobie i połknął cukierka.
Ale ten ponownie się zbuntował i jak na zawołanie wyleciał demonowi z gardła. Z nową wiązanką pod adresem swojego "oprawcy".
- Ty wiesz co? Bezczelny jesteś! Mnie chciałeś zeżreć?!? MNIE?! Najpotężniejszy twór w galaktyce?!? - darł się na całe gardło cukierek.
Zrezygnowany potwór postanowił po cichu wycofać się z pola walki, myśląc "Ja mu w tym monologu jestem naprawdę zbędny". Niestety, cukierek był innego zdania. Dogonił nieszczęsnego rooziowiaka i zaatakował go ze zdwojonym impetem.
- Oj nie, nie, nie!!! Nie wymkniesz mi się teraz!! Chciałeś mnie zjeść to teraz będziesz cierpiał! - tu cukierek zrobił straszną minę.
Buu się załamał totalnie.
- Ja cię proszę! Zostaw ty mnie! Ja już nic tej waszej Ziemi nie zrobię! Ten wasz wymiar też zostawię w spokoju! Nie zbliżę się nigdzie, gdzie pojawi się coś na 'Ve' czy 'Go'!!! tylko dajcie mi wreszcie święty spokój! - wyjęczał niemal płacząc Buu.
- Acha! Już ci wierzę - zakpił sobie cukierek, wyczuwając, że ma nikłą przewagę nad przeciwnikiem.
- Ja chcę do mamy!!! – wychlipało zrozpaczone monstrum.
- Do mamy? - Cukierek kpiąco podniósł jedną ze swych męskich, czarnych brwi.
(autorki[tm]: i kto tu jest monstrum?!)
- Do mamy! - potwierdził demon.
No i dobra.
W tym momencie na jakiejś bliżej nie określonej płaszczyźnie pojawiło się przejście międzywymiarowe, z którego to wytoczyła się wielka różowa kula zaopatrzona w fartuch kuchenny, wałek, w jednej z dwóch macek i głowę, (ale na karku, nie w mackach).
(Tak więc autorki[tm] zaczęły się drzeć i zwiały na z góry upatrzone pozycje (patrz –Yuzanbitt [Toryiama tm]).)
- A więc tu jesteś mój drogi! - powiedziała różowa kula.
Buu spojrzał na nią z nadzieją.
- Mama! - zawołał.
Cukierkowi szczęka opadła. Wiadomo, życzenia się spełniają, ale żeby aż tak....
- Gdzieś ty się włóczył, do jasnej Anielki?! Po jakiś zadupiach się włóczysz, no, niech no tylko ojciec się dowie, oj wtedy ci się dostanie!! - ochrzaniała Buu jego matka.
- Ale... ale mamo! Ja tu teraz walczę! - powiedział zrozpaczony demonek.
Demonica rozejrzała się dookoła po czym przyjrzała się dokładnie synowi.
- Z kim ty walczysz, synku? Tu nikogo nie ma - powiedziała powoli, z troską w głosie.
- No teraz to nie walczę, tylko mnie cukierek ochrzania... - odpowiedział cicho.
Jak przed chwilą jego matka była zmartwiona, tak teraz była wściekła.
- ZNOWU SPOTYKAŁEŚ SIĘ Z TYM BIBIDIM!!! - wydarła się na niego.
Demon schował uszy po sobie.
- Zawsze wiedziałam, że on ma na ciebie zły wpływ!!! Pewnie dał ci jakieś proch do spróbowania!!!
- Ale, ale mamo... Bibi już nie żyje... Zabili mi go... No dobra, przyznaję, spotykałem się przez pewien czas z jego synem, Babidim, ale... - Tu następuje uchylenie się przed ciosem wałka. - Ale to już przeszłość, mamo!!! - wrzeszczał Buu. - Zabiłem Babi... prawdę mówiąc, wnerwiał mnie. Miał mnie za jakiegoś debila.
- Kochanie, ty przecież debilem nie jesteś, powinieneś o tym wiedzieć.
A oto kolejne krótkie wdepnięcie do głowy Vegetta.
"Czy nie powinniśmy się teraz odezwać?"
"Nie. To rozmowa rodzinna, to nieładnie sie wtryniać w tak delikatne rzeczy."
"Tjaa... "
"Po za tym, sądzę, że jeśli byśmy przerwali, to ta mamuśka by nas zeżarła..."
"Tjaaa...."
"Tylko tyle masz do powiedzenia?!!!"
"Tjaa..."
"Ech..."
"Ale i tak myślę, że powinniśmy zavetować fakt, że on nie jest debilem."
"Vegeta! Mówiłem i powtarzam ci ostatni raz. Nie wtryniajmy się w tak delikatne sprawy!"
"To, że on jest debilem, jest sprawą delikatną?!"
"A co ty byś zrobił, gdyby ktoś ci prosto w twarz powiedział, że twój syn jest debilem?"
"Zabiłbym"
"No właśnie. A jak myślisz, co z nami zrobiłaby jego mamusia?"
"Eee... Sądząc po posturze..."
"No właśnie..."
"Ale mój syn debilem nie jest, a on jest!"
"VEGETA!!!!"
No i teraz wiemy, dlaczego najpotężniejszy cukierek we wszechświecie siedzi cicho podczas tej rozmowy (Heero: Naród Polski oświecony, misja wykonana.)...
- Wieem... Ale, ale, mamo... On mnie obraził, a ja mu potem pokazałem język i żeśmy się pokłócili i się strasznie na siebie obraziliśmy, a ja go zabiłem, bo ten cham chciał mną jeszcze rządzić, a to było niesprawiedliwe i... i... ja tej całej Ziemi strasznie nie lubię i ja... chciałem ją zniszczyć, ale się taki jeden gostek postawił i... i się pobiliśmy i... i to ja dostałem wciry i... jak ja tej cholernej Ziemi nie lubięęę...- Tu demonik płakał.
- Tak, wieeem, kochanie... Chodź, skontaktujemy się z naszym domowym psychiatrą, on z tobą pogada, wytłumaczy i wszystko będzie dobrze... Okej? No. A teraz... Chodź, chodź, do domciu...
Potężna róziowka wzięła małą róziowke pod pachę i zaczęła go ciągnąć w stronę portalu. Tym czasem nasz kochany Vegetto zaczął znowu dawać przykład dobrego schizofrenika.
"Kakarotto, weź ty sprawdź w tym scenariuszu, jak my się mieliśmy rozłączyć, bo coś mi się tu nie zgadza..."
"O, to my się jednak rozłączymy?"
"No przecież mówię!!"
"Nie, ty myślisz."
"A ty NIE!!!!!!!!"
"No, bez takich!"
"Sprawdzasz, czy nie?"
"No już, już! Nie piekl się tak! Juz sprawdzam."
"No i jak?"
"Czekaj, czekaj... "Zeżarci przez Buu.... bla bla... spotykają robal...." a nie, trochę za daleko... O mam!"
"No czytaj."
" Już, już... "Goku i Vegeta, w postaci Vegetta-cukierka zostają zeżarci przez Buu, przez co się rozdzielają. Powoduje to...." a nie to już nie ważne."
"Ty, czekaj, jak on miał nas zeżreć, to po cholerę my mu z gardła wyleźliśmy?"
"Wiesz, że dobre pytanie."
"Do cholery!! Musimy go dorwać!!!!! Gdzie on jest!?! No kurde pytam się Kakarotto, GDZIE ON JEST?!?!?"
"Chyba się właśnie ulatnia..."
"ZA NIM!!!"
Po czym Vegetto poleciał za powoli znikających w portalu Buu i jego matką wrzeszcząc:
- ZACZEKAJ!!! Buu! Zaczekaj ty chwilę!!!
No, ale o tym kiedy indziej. Ta, wiemy, nie ma to jak dokończone historie.
THE END
Motto dnia brzmiiiiiiiii: I've got an very important massage to the world: Ewoks are flying.
Ewri prawa distributet.
[ głos z widowni: a kto by je chciał wam zabierać? --']
fandom: Dragon Ball, Gundam Wing (przez chwilkę przewija się Heero)
kategoria: 13+
opis: Alternatywna wersja zakończenia sagi Buu
ostrzeżenia: wyrażenia potoczne, wulgaryzmów nie kojarzę
status: definitywnie skończony!
notka od jednej z autorek: Miałyśmy lat 14, był sylwester i miałyśmy po butelce szampana na głowę. Fik zaczęłyśmy pisać otwierając drugą. Miał wyjść dziwny, wyszła absurdalna parodia o dziwnych dopiskach. Obie już piszemy w zupełnie innym stylu niż zaprezentowany tutaj, ale jakoś mam sentyment do tego tekstu XD
Wiatr rozwiał kurz, wzniesiony kolejnym atakiem. Do Buu nagle dotarły jakieś bliżej nie sprecyzowane wrzaski.
- I ty chciałeś mi tym coś zrobić?! Ofiara!!! Już po tym ataku wiem, że jesteś słaby jak mrówka ze złamaną nogą!!! - Tu widać wycinek z pamięci Goku.
No to może teraz pokażemy co się działo w umyśle Vegetta:
"Vegeta, ty chamie!!! Z jakiej brochy ty mi w pamięci grzebiesz?!?"
"Kakarotto, jesteś jak otwarta księga!"
"Co nie znaczy że mi w pamiętniku możesz grzebać!!!"
"Hymmm.... masz pikantne szczególiki w tym swoim 'pamiętniku'... hyhyhy!"
"Vegeta! Ty zbolu...! O ty też masz i to niezłe!"
"Zabieraj te swoje wszędobylskie macki od moich myśli!!!"
"Hehehe..."
"Kaszalocie!!! Ostrzegam cię!!!"
"Tylko nie Kaszalocie!!! Oj, czekaj, Veg, niech no my się tylko rozłączymy!!!"
"Jaki VEG!?!?!? Jestem Książę VEGETA!!! Zaraz, zaraz... Przecież ta fuzja jest nierozerwalna..."
"A to rzeczywiście... Kurczę... Nie będzie okazji by ci przyłożyć..."
"CO?! Mnie przyłożyć?!"
"Tak, tobie. W tej fuzji nie występuje nikt oprócz nas dwóch, chyba, że ja o czymś nie wiem..."
"Tak, o scenariuszu."
"A co, scenariusz się z nami scalił?!"
"Nie, czubie. Ale jest w nim, że się rozłączymy."
"Przyganiał kocioł garnkowi, ty masz głupszą fryzurę niż ja."
"Ciesz się, że to w ogóle możliwe!!"
(autorki[tm]: ekhem.... no coments)
Tak więc nasz nieszczęsny demon ciągle jeszcze nie otrząsnął się po nagłym przypływie, jak i odpływie adrenaliny.
- Możesz sobie robić co chcesz, a mnie i tak nie pokonasz! - zawołał donośnie Vegetto.
Buu patrzył na niego z otępiałym politowaniem i tylko co chwila przytakiwał.
- ...A wiesz dlaczego? Bo ty nie masz ze mną szans! Jesteś po prostu za słaby! - kontynuowało 200% Saya-jin.
Demon tylko potulnie kiwał głową.
- ...No bo ty dla mnie jesteś wart mniej niż zerooooo! Mniej niż zeroooooo! O-O-O-O!- i tu Vegetto zaczął tańczyć w powietrzu.
Nie, errata, nie tańczyć, a wykonywać jakieś dziwne, nie sprecyzowane wyczyny choreograficzne, niesamowicie podobne do wygibasów Ginyu Force. Tego już biedny potwór nie zniósł. No bo w końcu ile można?! Wycelował w dwugościa swój róg i zamienił go w cukierka. Pięknego fioletowego cukierka. Cukierek owy, wbrew wszelkim zasadom zaczął ochrzaniać biednego Majinka.
- A ty co?! W kulki sobie lecisz?!? Myślisz, że jak jestem cukierkiem, to mi nic nie zrobisz?! TAK?! No pytam się grzecznie, TAK?!?
Biedny Buu doprowadzony został do ostateczności. Przemógł się w sobie i połknął cukierka.
Ale ten ponownie się zbuntował i jak na zawołanie wyleciał demonowi z gardła. Z nową wiązanką pod adresem swojego "oprawcy".
- Ty wiesz co? Bezczelny jesteś! Mnie chciałeś zeżreć?!? MNIE?! Najpotężniejszy twór w galaktyce?!? - darł się na całe gardło cukierek.
Zrezygnowany potwór postanowił po cichu wycofać się z pola walki, myśląc "Ja mu w tym monologu jestem naprawdę zbędny". Niestety, cukierek był innego zdania. Dogonił nieszczęsnego rooziowiaka i zaatakował go ze zdwojonym impetem.
- Oj nie, nie, nie!!! Nie wymkniesz mi się teraz!! Chciałeś mnie zjeść to teraz będziesz cierpiał! - tu cukierek zrobił straszną minę.
Buu się załamał totalnie.
- Ja cię proszę! Zostaw ty mnie! Ja już nic tej waszej Ziemi nie zrobię! Ten wasz wymiar też zostawię w spokoju! Nie zbliżę się nigdzie, gdzie pojawi się coś na 'Ve' czy 'Go'!!! tylko dajcie mi wreszcie święty spokój! - wyjęczał niemal płacząc Buu.
- Acha! Już ci wierzę - zakpił sobie cukierek, wyczuwając, że ma nikłą przewagę nad przeciwnikiem.
- Ja chcę do mamy!!! – wychlipało zrozpaczone monstrum.
- Do mamy? - Cukierek kpiąco podniósł jedną ze swych męskich, czarnych brwi.
(autorki[tm]: i kto tu jest monstrum?!)
- Do mamy! - potwierdził demon.
No i dobra.
W tym momencie na jakiejś bliżej nie określonej płaszczyźnie pojawiło się przejście międzywymiarowe, z którego to wytoczyła się wielka różowa kula zaopatrzona w fartuch kuchenny, wałek, w jednej z dwóch macek i głowę, (ale na karku, nie w mackach).
(Tak więc autorki[tm] zaczęły się drzeć i zwiały na z góry upatrzone pozycje (patrz –Yuzanbitt [Toryiama tm]).)
- A więc tu jesteś mój drogi! - powiedziała różowa kula.
Buu spojrzał na nią z nadzieją.
- Mama! - zawołał.
Cukierkowi szczęka opadła. Wiadomo, życzenia się spełniają, ale żeby aż tak....
- Gdzieś ty się włóczył, do jasnej Anielki?! Po jakiś zadupiach się włóczysz, no, niech no tylko ojciec się dowie, oj wtedy ci się dostanie!! - ochrzaniała Buu jego matka.
- Ale... ale mamo! Ja tu teraz walczę! - powiedział zrozpaczony demonek.
Demonica rozejrzała się dookoła po czym przyjrzała się dokładnie synowi.
- Z kim ty walczysz, synku? Tu nikogo nie ma - powiedziała powoli, z troską w głosie.
- No teraz to nie walczę, tylko mnie cukierek ochrzania... - odpowiedział cicho.
Jak przed chwilą jego matka była zmartwiona, tak teraz była wściekła.
- ZNOWU SPOTYKAŁEŚ SIĘ Z TYM BIBIDIM!!! - wydarła się na niego.
Demon schował uszy po sobie.
- Zawsze wiedziałam, że on ma na ciebie zły wpływ!!! Pewnie dał ci jakieś proch do spróbowania!!!
- Ale, ale mamo... Bibi już nie żyje... Zabili mi go... No dobra, przyznaję, spotykałem się przez pewien czas z jego synem, Babidim, ale... - Tu następuje uchylenie się przed ciosem wałka. - Ale to już przeszłość, mamo!!! - wrzeszczał Buu. - Zabiłem Babi... prawdę mówiąc, wnerwiał mnie. Miał mnie za jakiegoś debila.
- Kochanie, ty przecież debilem nie jesteś, powinieneś o tym wiedzieć.
A oto kolejne krótkie wdepnięcie do głowy Vegetta.
"Czy nie powinniśmy się teraz odezwać?"
"Nie. To rozmowa rodzinna, to nieładnie sie wtryniać w tak delikatne rzeczy."
"Tjaa... "
"Po za tym, sądzę, że jeśli byśmy przerwali, to ta mamuśka by nas zeżarła..."
"Tjaaa...."
"Tylko tyle masz do powiedzenia?!!!"
"Tjaa..."
"Ech..."
"Ale i tak myślę, że powinniśmy zavetować fakt, że on nie jest debilem."
"Vegeta! Mówiłem i powtarzam ci ostatni raz. Nie wtryniajmy się w tak delikatne sprawy!"
"To, że on jest debilem, jest sprawą delikatną?!"
"A co ty byś zrobił, gdyby ktoś ci prosto w twarz powiedział, że twój syn jest debilem?"
"Zabiłbym"
"No właśnie. A jak myślisz, co z nami zrobiłaby jego mamusia?"
"Eee... Sądząc po posturze..."
"No właśnie..."
"Ale mój syn debilem nie jest, a on jest!"
"VEGETA!!!!"
No i teraz wiemy, dlaczego najpotężniejszy cukierek we wszechświecie siedzi cicho podczas tej rozmowy (Heero: Naród Polski oświecony, misja wykonana.)...
- Wieem... Ale, ale, mamo... On mnie obraził, a ja mu potem pokazałem język i żeśmy się pokłócili i się strasznie na siebie obraziliśmy, a ja go zabiłem, bo ten cham chciał mną jeszcze rządzić, a to było niesprawiedliwe i... i... ja tej całej Ziemi strasznie nie lubię i ja... chciałem ją zniszczyć, ale się taki jeden gostek postawił i... i się pobiliśmy i... i to ja dostałem wciry i... jak ja tej cholernej Ziemi nie lubięęę...- Tu demonik płakał.
- Tak, wieeem, kochanie... Chodź, skontaktujemy się z naszym domowym psychiatrą, on z tobą pogada, wytłumaczy i wszystko będzie dobrze... Okej? No. A teraz... Chodź, chodź, do domciu...
Potężna róziowka wzięła małą róziowke pod pachę i zaczęła go ciągnąć w stronę portalu. Tym czasem nasz kochany Vegetto zaczął znowu dawać przykład dobrego schizofrenika.
"Kakarotto, weź ty sprawdź w tym scenariuszu, jak my się mieliśmy rozłączyć, bo coś mi się tu nie zgadza..."
"O, to my się jednak rozłączymy?"
"No przecież mówię!!"
"Nie, ty myślisz."
"A ty NIE!!!!!!!!"
"No, bez takich!"
"Sprawdzasz, czy nie?"
"No już, już! Nie piekl się tak! Juz sprawdzam."
"No i jak?"
"Czekaj, czekaj... "Zeżarci przez Buu.... bla bla... spotykają robal...." a nie, trochę za daleko... O mam!"
"No czytaj."
" Już, już... "Goku i Vegeta, w postaci Vegetta-cukierka zostają zeżarci przez Buu, przez co się rozdzielają. Powoduje to...." a nie to już nie ważne."
"Ty, czekaj, jak on miał nas zeżreć, to po cholerę my mu z gardła wyleźliśmy?"
"Wiesz, że dobre pytanie."
"Do cholery!! Musimy go dorwać!!!!! Gdzie on jest!?! No kurde pytam się Kakarotto, GDZIE ON JEST?!?!?"
"Chyba się właśnie ulatnia..."
"ZA NIM!!!"
Po czym Vegetto poleciał za powoli znikających w portalu Buu i jego matką wrzeszcząc:
- ZACZEKAJ!!! Buu! Zaczekaj ty chwilę!!!
No, ale o tym kiedy indziej. Ta, wiemy, nie ma to jak dokończone historie.
THE END
Motto dnia brzmiiiiiiiii: I've got an very important massage to the world: Ewoks are flying.
Ewri prawa distributet.
[ głos z widowni: a kto by je chciał wam zabierać? --']