opis: Dziesięć lat po tragicznych wydarzeniach, mieszkańcy małego miasteczka ponownie muszą stawić czoła seryjnemu mordercy.
gatunek: horror, komedia, parodia, kryminał
status: w trakcie
Rozdział 1
Trup... znowu
Trup... znowu
Trup zdarzył się, znowu. O ile do samego denata nie można mieć o to zjawisko najmniejszych pretensji, bo jak w równaniu matematycznym jest on wynikiem starcia mordercy w masce z ofiarą, tak sposób jego pojawienia się w życiu grupy młodych lipczan pozostawiał wiele do życzenia.
Fotografia zwłok zawisła na grupie trzeciej de pomiędzy zapytaniem o referat z historii, a upomnieniem o wpłacanie pieniędzy na szkolną wycieczkę. Moderator bez ceregieli zbanował Karolinę Kosik odpowiedzialną za wstawienie zdjęcia. Chwilę później pod postem pojawił się wulgarny wpis krytykujący inteligencję Kosikowej. Inna osoba skomentowała prawdziwość, a raczej nieprawdziwość trupa. Ktoś przypomniał o referacie z historii. Na grupie zawrzało za sprawą zdjęcia, nie referatu. Moderator profilaktycznie zbanował drugą Kosikową, Kajetana oraz osobę namolnie pytającą o wypracowanie z historii. Kogo w takiej chwili obchodził rozwój parlamentaryzmu i kształtowanie się państw narodowych w Europie? Bezpieczniej było uznać, że to troll. Krystian podlinkował do artykułów o dekadzie zbrodni oraz wydarzeniach sprzed dziesięciu lat, niejako będących następstwem wspomnianej dekady. Na forum klasowym wybuchła awantura, a Dawidek w chwili słabości zbanował wszystkich. Będąc jedynym użytkownikiem na grupie postanowił ją zamknąć.
***
Księżyc i gwiazdy schowały się za granatowymi chmurami. Wiatr nieco zelżał, a od rzeczki ciągnął nieprzyjemny, szlamowy smrodek. Gdyby nie latarka w telefonie stałaby po środku ciemnej polany jak ostatnia idiotka. Zresztą, co za różnica? I tak stała z tym, że nie w zupełnych ciemnościach. Zaczęła rozważać wyjście na szosę, ale cholera wie, z której strony on przyjdzie. Potem bezsensownie będą szukać jedno drugiego. Kazał jej zaczekać na łące, a nie łazić. Postanowiła dać mu jeszcze pięć minut, góra dziesięć.
Raz jeszcze odczytała wiadomość od Kajetana:
"Hej, spotkajmy się wieczorem na łące obok rzeki. Chcę pogadać o czymś ważnym".
Serce Małgosi Stawickiej zabiło szybciej. Kajetan Wyżyński zerwał Wiktorią i oczywistym było, że po toksycznym związku będzie szukał oparcia w dziewczynie serdecznej, inteligentnej i wartościowej - takiej jak ona. Oczami wyobraźni widziała jak chłopak przybywa na łąkę z tuzinem czerwonych róż i pyta o chodzenie, a ona ubrana w sukienkę, najlepiej tą fioletową, zgadza się. Niestety, było za zimno na letnią odzież, ale dalej liczyła, że Kajetan przyjdzie z kwiatami, obojętnie jakimi. Od razu strzelą fotkę na insta, a Wiktorię niech szlag jasny trafi. Wtedy uświadomiła sobie, że jest za ciemno na zdjęcie.
Cholera, czy już nie mógł wybrać lepszego miejsca i czasu? Na przykład parku o jakiejś bożej godzinie? Pal licho, dwór, wystarczyłoby wprosić się do niej do domu.
Stopniowo rosła w niej niechęć do wybranka.
Nagle z wysokiej trzciny wyłonił się chłopak. Sądząc po ubraniu i jemu było zimno. Miał na sobie długą, czarną kurtkę z kapturem zarzuconym na głowę. Ściągacze były tak mocno ściągnięte, że nie szło dojrzeć pyska. Zresztą i tak nie zauważyłaby twarzy ukrytej pod białą maską. Za plecami chował bukiet kwiatów, a przynajmniej tak jej się wydawało.
- No nareszcie! - chciała zabrzmieć przymilnie, ale zrzędliwe "nareszcie" wypłynęło z jej ust samo.
Cisza.
- Po co chciałeś się spotkać? - spytała zachęcająco.
Milczał.
No co za debil - pomyślała. Heroicznie podjęła ostatnią próbę.
- Co chowasz za plecami?
Nie odpowiedział.
Rozeźlona Małgosia odwróciła się na pięcie i ruszyła ścieżką pod stromą górkę. Chłopak uniósł chowaną do tej pory za plecami siekierę. Z dzikim wrzaskiem rzucił się na dziewczynę. Zaskoczona obrotem spraw Stawicka wykonała dynamiczny ruch, potknęła się i wylądowała pod nogami napastnika. Z tej pozycji kopnęła go w krocze. Zakapturzony kwiknął przeciągle, upuścił siekierę i złapał się za bolące miejsce. Trwało to kilka sekund. Gosia zaczęła bardzo powoli pełznąć do góry. Atakujący złapał za siekierę i zadał dziewczynie śmiertelny cios. Ta powoli osunęła się po ścieżce pod jego nogi.
Morderca westchnął. Zastanawiał się, czy Wojtek Ostrowski również miał takie nieprzewidziane atrakcje goniąc za Martynką po tej polanie. Nieco krwi rozbryzgało się na boki. Nad techniką mógł jeszcze popracować, najważniejsze, że się udało.
***
Cztery osoby siedziały przy prostokątnym stole w pokoju przesłuchań wyczekując przyjścia policjanta prowadzącego sprawę. Piątego przesłuchiwanego Burski umieścił w sali obok jako, że nie dopatrywał się w nim tak silnego związku z trupem Małgosi Stawickiej. Od czwórki mógł jeszcze oddzielić Kajetana, ale nie do końca widział zasadność. Jego udział w hecy wydawał się być czystym przypadkiem. Zresztą, to samo mógł powiedzieć o pozostałej trójce.
Dowiedziawszy się o morderstwie doznał wstrząsu. Kilka miesięcy temu minęło dziesięć lat od krwawych wydarzeń, po których Lipki dźwignęły się bardzo powoli. Jedno uderzenie siekierą sprowadziło miasteczko do poprzedniej pozycji; leżącej i bezbronnej.
Zaniepokojony wychowawca klasy trzeciej de spoglądał na uczniów zza weneckiego lustra, ale nie śmiał pierwszy zabrać głosu. Andrzej z kolei nie chciał dzielić się swoimi spostrzeżeniami.
- Nie wierzę, że to znowu się wydarzyło - mruknął do siebie nauczyciel.
Burski wyjął z papierośnicy papierosa, zapalił, a następnie przysunął ją w stronę nauczyciela w geście poczęstunku. Ten przez chwilę wahał się, ale w końcu odmówił. Burski schował papierośnicę do kieszeni. Dostał ją od Martynki na piątą rocznicę ślubu. Uśmiechnął się w duchu.
- Czyli jeszcze raz, Adrian, jak to było?
Korba westchnął, usiłując zebrać myśli.
- Pisali sprawdzian z obsługi konsumenckiej i wtedy ktoś dostał powiadomienie na telefon. Nie pamiętam kto, chyba któraś z dziewczyn - stwierdził ostrożnie przypominając sobie histeryczny wrzask. - Potem kolejne osoby otrzymywały powiadomienia. Ja też... - Adrian nie palił, ale jakaś jego zaczęła żałować, że jednak nie poczęstował się papierosem. - Ktoś wysłał link do zdjęcia zwłok - wyrzucił to z siebie prędko. - Więcej nie wiem.
- Sprawca oznaczył na fotografii cztery osoby - dopowiedział Burski, czytając z kartki: - Kajetan Wyżyński, Kinga Kwietniewska, Krystian Herman i Bartosz Różewicz - pytający wzrok z powrotem przeniósł na Adriana. - Dlaczego akurat ich? Kolegowali się z ofiarą?
Nauczyciel zaprzeczył.
Wspomnienie pierwszej wizyty w nawiedzonym domu i makabrycznego znaleziska nieco wyblakło przez lata, ale teraz odżyło na nowo z pełną intensywnością. Naśladowca Kapturnika pozostawił swoje dzieło w tej samej łazience, w której niegdyś odkryli ciało Julii Kołacz.
- Ma pan już coś?
- Na razie niewiele - przyznał. - Sprawca wysłał dziewczynie wiadomość z numeru Wyżyńskiego z prośbą o spotkanie na łące. Tam ją zabił, a następnie przeniósł ciało do nawiedzonego domu. Podejrzanym jest wspomniany chłopak, ale niemocnym. Telefon zostawił w szatni na wuefie, a stamtąd każdy mógł się nim spokojnie porządzić. Potem anonim rozesłał wszystkim zdjęcie ofiary oznaczając na nim tę czwórkę. Zdjęcie szybko zdjęto ze strony, ale twoja uczennica... - tu chciał użyć słowa debilka, ale w słowo wszedł mu Korba:
- Karolina Kosik.
- Właśnie. W swojej mądrości zrobiła kopię fotografii i wrzuciła ją ponownie na forum klasy. Możesz mi powiedzieć coś o tej dziewczynie?
- Sprawia kłopoty, dużo wagaruje - mimo że był wychowawcą klasy od roku, po rezygnacji z pracy profesor Kaczmarek, nie potrafił wiele powiedzieć o siostrach Kosikowych - ona i Iza interesują się dość mroczną tematyką.
- To znaczy? - Burski po raz pierwszy podczas przesłuchania zaciekawił się.
- Charakteryzują się na trupy, robią sobie zdjęcia, że niby są martwe, a potem wstawiają na instagrama - doprecyzował. - Domyślam się, że Karolinie spodobała się - zamilkł, zdając sobie sprawę z tego, co chciał powiedzieć.
Policjant nie skomentował.
- Myśli pan, że sprawcą jest Paweł?
- Jeszcze nie wiem, co myślę, ale na razie wygląda mi to na powtórkę z rozrywki.
Miał rację. Śmierć Małgosi łączyła ze sobą dwa ważne motywy; miejsce, w którym Martynka uciekła przed Ostrowskim oraz nawiedzony dom, gdzie uczniowie odkryli pierwszą ofiarę. Wyglądało jakby ktoś na nowo usiłował złożyć historię Kapturnika, ale kto? Ostrowski? Prawdę powiedziawszy po ucieczce z zakładu psychiatrycznego wszelki słuch o nim zaginął, a epizod z hotelu dzieciaki postanowiły przemilczeć. Pozostawał naśladowca.
- Remake - wyszeptał Adrian.
Burski niemal od razu podchwycił i zażądał rozwinięcia teorii.
- Tak sobie myślę, że te dzieciaki to my z przeszłości - mówił wolno i spokojnie dopiero układając swoją teorię w głowie - Kajetan to sportowiec jak ja. Krystian jest maniakiem horrorów, z kolei Kinga komponuje muzykę.
- Mają takie same zainteresowania jak ty, Konrad i Leszek, a ten ostatni? - dopytał chciwie.
- Bartek ma podobną sytuację rodzinną do Pawła. Jego rodzice są po rozwodzie i aktualnie mieszka z ojcem i macochą.
- Mam jeszcze małą prośbę do ciebie - powiedział Burski po chwili zastanowienia. - Spotykasz się z młodą Walewską. Nadal pracuje w gazecie ojca?
Korba pokiwał głową. Już chciał powiedzieć, że dalej "pisze dla szmatławca" jak określił go jakiś czas temu policjant. Marta Walewska, córka założyciela Głosu Lipek, była bardzo wyczulona na wszelakie afery i z wręcz brutalną dokładnością opisywała wszelkie przewinienia lipczan. Burskiemu też dostało się za jakąś bzdurę i wtedy poleciał do redakcji z awanturą. Sytuacja wydawała się zabawna, zwłaszcza dla Adriana stojącego z boku.
- Wiem, że nie odpuści i napisze o powrocie Kapturnika, niekompetencji policji, czy co jej tam przyjdzie do głowy, ale postaraj się nie ujawniać jej szczegółów naszej rozmowy, dobra?
***
- Może jednak pieniądze - rzuciła bez przekonania Dominika.
Opakowany w złoty papier podarunek wydawał jej się skromny i nietrafiony, ale ciężko było wybrać prezent ślubny dla osoby, która ma wszystko. Jeszcze większy problem stanowił fakt, że na imprezie wystąpi w roli druhny.
Leszek spojrzał na żonę, ale nic nie odpowiedział.
Zaczęło się miesiąc temu, gdy odezwała się do niego Natalia. Telefon od koleżanki z czasów szkoły średniej zaskoczył go na dwóch płaszczyznach. Pierwszej, czasowej, gdyż ostatni raz widzieli się przeszło cztery lata temu, nawiasem mówiąc, na ich weselu. Drugiej, osobistej, bo inaczej nie można było określić wielkich zmian w życiu dziewczyny. Natalia poprosiła Dominikę o zostanie druhną, czy jak, kto tam woli, świadkową na jej ślubie, który odbędzie się w Lipkach w październiku tego roku. Z góry przeprosiła za spowodowany prośbą chaos zwalając winę na niejaką Gabrysię, która wycofała się z obowiązku druhnianego w ostatniej chwili, i to smsem!
- A ten jej narzeczony? - spytała półszeptem. - Jak ma na imię?
- Robert.
- Znasz go? To jakiś wasz kolega ze szkoły?
- Nie znam - odparł, skręcając z głównej ulicy.
Dalej samochód jechał wzdłuż parku. Natalia, chociaż od wielu lat nie mieszkała w Lipkach, postanowiła urządzić wesele w rodzinnych stronach.
- Zaprosił mnie na fejsie - wyjaśnił. - Wiem tyle, że poznali się po studiach.
- Też jest aktorem?
- Nie - pokręcił głową. - Nie wydaje mi się. Spytasz ją sama - zakończył, parkując przy wąskim chodniku przed bramą wjazdową do Kozłowskich.
Młoda kobieta stojąca przed wejściem zgasiła papierosa i machając, podbiegła do auta Matuszewiczów.
- Domino? Leszek? - zawołała i nie czekając na potwierdzenie przedstawiła się sama. - Jestem Aśka! Druhna numer trzy i najlepsza przyjaciółka Natki, a przynajmniej trzecia w kolejce, chociaż po zniknięciu Gabrysi może awansowałam na miejsce drugie - po tym wylewie słów zamilkła, spoglądając pytająco na kobietę w samochodzie.
Dominika nie odpowiedziała, ogłuszona informacjami.
- Przyjechaliśmy na ślub.
- Spokojnie to dopiero za dwa tygodnie! Jesteście punktualni!
- Gdzie jest Natalia? - spytał ostrożnie Leszek.
- Ogarnia firmę dekoratorską. Jest podminowana od chwili, gdy Gabrysia dała nogę. Rozumiecie to, aby napisać na messengerze, że ma gdzieś wesele? Nawet telefonów nie odbiera!
Dominice zrobiło się przykro. Po telefonie od Natalii najpierw była zirytowana, bo jak tak można? Nagle po latach milczenia przypomina sobie o niej i o Leszku. Zaprasza na ślub i to jeszcze jako świadka? Potem uderzyła ją sytuacja w jakiej musiała się znaleźć. Ślub był ważnym dniem dla młodych. Nie potrafiła wyobrazić sobie sytuacji, w której druhna daje plamę na kilka dni przed uroczystością.
Może nie były szczególnie bliskimi sobie koleżankami, ale teraz Natalia potrzebowała pomocy, a ona miała zamiar dołożyć wszelkich starań, aby ten dzień był dla państwa młodych niezapomnianym.
- Zawsze wiedziałam, że to zołza nie z tego świata – Asia zakończyła krytykę nieobecnej.
- A ty skąd znasz Natalię? - zapytał Leszek.
- Poznałyśmy się na studium aktorskim - odparła z dumą. - Może mnie kojarzycie z ról filmowych i teatralnych. Jestem Joanna Łysiak - przedstawiła się, tym razem formalnie jakby licząc, że nazwisko naprowadzi ich na jej osiągnięcia aktorskie. - Krytycy pochlebnie pisali o mojej wiedźmie w Makbecie i grałam też kobietę z bólem głowy w reklamie aspiryny...
Matuszewicz pokiwał głową niby na tak, niby na nie. Ani Makbeta, ani reklamy aspiryny nie oglądał.
***
- Niech zrozumiem - przerwała mu Marta chcąc wszystko uporządkować. - Burski chce zataić szczegóły dochodzenia?
- Nie. Po prostu... - szukał argumentu. - Za wcześnie na podawanie jakichkolwiek informacji prasie.
- Mogłam się tego spodziewać - przyznała. - Nie będę wypytywała cię o szczegóły, ale powiedz, czy to ma jakiś związek z Kapturnikiem?
Adrian zająknął się.
- Dziękuję - odparła, otrzymawszy satysfakcjonującą odpowiedź.
Z Martą poznali się kilka lat temu przez wspólnych znajomych. On kończył pedagogikę, a ona rozpoczynała staż w gazecie. Była zacietrzewiona i gotowa do potyczek słownych. Przekonana, że pozjadała wszystkie rozumy, trochę jak Natalia, ale na inny sposób.
Podczas pierwszego spotkania pokłócili się, a potem spotkali się kolejny raz i... wyszła jeszcze większa awantura. Można było podejrzewać, iż znajomi ponownie ustawili ich spotkanie dla walorów komediowych, bo Adrian i Marta z miejsca poszli w pompatyczne i agresywne odzywki.
- Pan z tym nastawieniem to powinien system edukacji naprawić!
- Pani z takim talentem Nagrodę Pulitzera dostanie!
Kąśliwości z czasem zmieniły się w czułości, a Adrian i Marta w końcu zamieszkali razem.
Marta jest zupełnie inna od Natalii - pomyślał, stając w kolejce sklepowej, gdzie dobiegł go znajomy głos.
Tuż za nim ustawiła się Natalia w towarzystwie rosłego faceta. Dziewczyna szczebiotała mężczyźnie chwilę o serwetkach, po czym dostrzegłszy Korbę zawołała:
- Adrian!?
- Cześć - odparł, podając jej rękę na przywitanie.
Obok stanęła Marta. Doszło do oficjalnej prezentacji.
- Marta, moja dziewczyna. Natalia, koleżanka ze szkoły.
- Adrian. Robert, mój narzeczony – odwzajemniła się tym samym.
- Nie widzieliśmy się całe wieki - stwierdził z uśmiechem Korba. - Przyjechaliście z wizytą do ojca?
- Właściwie to bierzemy ślub - odparł Robert. - Natalka chciała zorganizować wesele w rodzinnych stronach.
- Gratuluję.
- Dziś wieczorem urządzamy niewielką imprezę. To bardziej przyjęcie z mojej inicjatywy, bo chcę poznać przyjaciół Natalki - mówił. - Może wpadniecie?
- Sam nie wiem... Mieliśmy... - tłumaczył ukradkiem spoglądając na Martę.
Ta jednak postanowiła mu nie pomagać.
- Tak! - zawołała z nową energią Natalia. - Powinniście przyjść! Będą Domino i Leszek.
Po chwili coś ją tknęło. Dlaczego nie zaprosiła na ślub Adriana? Czy to miało znaczenie? Jakieś dziwne poczucie niesprawiedliwości szarpnęło dziewczyną.
***
Kamera uchwyciła widok na szarzejącą polanę w chłodnym, popołudniowym słońcu. O tej porze roku zmrok zapadał szybko, co nastręczało dodatkowych problemów ze zdjęciami. Przydałby się lampy dla poprawienia zaciemnionego obrazu, ale wtedy straciłby realizm. I tak źle i tak niedobrze.
Krystian Herman jako zapalony filmowiec liczył osiągnąć ogromny sukces jako twórca reportaży o seryjnych mordercach. Nie bez znaczenia były tu dwie sprawy; pierwsza demograficzna, Krystian urodził się w Lipkach i przez to w pewien sposób czuł silny związek z mroczną przeszłością miasteczka. Siła związku nasiliła się z drugą sprawą, śmiercią koleżanki z klasy. Teraz czuł się niemal w obowiązku stworzyć film o Lipkach i potwornym fatum wiszącym nad miastem.
- Fatum wiszące... Nie... spowijające... - powtórzył sobie wyuczony tekst. Po kilku sekundach zaczął mówić do kamery:
- Hejka, straszaki! Dzisiaj specjalnie dla was robię nowy challenge! Spędzę noc na polanie! - jego głos momentalnie opadł z entuzjazmu. - Na wstępnie zaznaczę, zanim doczepi się mnie jakiś kretyn z commentary. Na tej polanie kilka dni temu zginęła moja koleżanka z klasy, a sprawcy jeszcze nie ujęto także to całkiem duże wyzwanie! Mogę nie przeżyć, a więc proszę was o lajki, suby, a jeśli dobijecie do tysiąca następną spędzę noc w nawiedzonym domu.
Ostrożnie ruszył zarośniętą ścieżką prowadzącą wzdłuż drogi.
- Jest bardzo strasznie - dodał.
Nagle z szosy na polanę zbiegła zakapturzona postać z toporkiem w łapach. Zamachnęła się siekierką, ale chłopak zdołał odskoczyć. Zrobiwszy niepewny krok do tyłu Krystian upadł w wysokie zarośla. Na całe szczęście cały czas pamiętając o dobrym ustawieniu kamery.
Napastnik pomógł mu wstać.
- Oświetlenie jest do dupy - stwierdziła Iza Kosik występująca w roli zakapturzonej postaci.
Krystian przejrzał nagrany materiał, ale nie odezwał się, ani słowem.
- A tak w ogóle to nas tu nie powinno być - dodała.
- To publiczne miejsce.
- Ale zamordowano tu człowieka.
- A my szukamy prawdy!
- Prawdy? Myślałam, że kręcimy filmik dla beki. Jeśli moja siostra dowie się, że ci pomagam tworzyć takie bzdury... - powiedziała ze zgrozą.
- Tak, bo akurat ona robi coś wartościowego w Internecie - odparł życzliwie.
Kapturnik przysłuchujący się od dłuższej chwili rozmowie pary nastolatków postanowił już dłużej nie czekać z wejściem. Początkowo z zaciekawieniem oglądał duble scenki, w której Kosikowa... to znaczy Kapturnikowa atakowała Krystiana, ale każde kolejne wydawało mu się bardziej komiczne. Odliczył do trzech i wyłonił się z zarośli zaciekawiony jaką reakcję wywoła u nastolatków.
Iza i Krystian spoglądali na niego w milczeniu.
- Musimy uciekać - wymamrotał ze zgrozą Krystian.
- Dlaczego?
- Bo oglądam horrory i wiem, że zamaskowany koleś z siekierą nie wróży nic dobrego.
***
Na kolacji przed ślubnej u Natalii i Roberta gościło sześć osób. Poza młodymi byli jeszcze ojciec przyszłej panny młodej, jej dwie druhny Asia i Dominika wraz mężem oraz zaproszeni w ostatnim momencie Adrian i Marta. Najgłośniejszy z nich był pan Władzio. Z dumą wychwalał zięcia podkreślając jak ogromne szczęście spotkało jego córkę, a bo to Robert taki przedsiębiorczy, inteligentny, pracowity. Natalia we własne szczęście nie wątpiła, ale z pewnością nie cechami wymienionymi przez ojca rozkochał ją w sobie.
Wszystko zaczęło się od rozmowy telefonicznej, służbowej, dość sztywnej i niezwiastującej wielkiej miłości. Robert zadzwonił do zakładu wulkanizacyjnego Kozłowskich z zapytaniem o opony. Telefon odebrała Natalia, która w tamtym czasie pomagała ojcu w pracach biurowych.
Szczebioczący głos zauroczył Roberta tak silnie, iż do końca dnia nie potrafił myśleć o niczym więcej. Kim mogła być wspaniała istota po drugiej stronie słuchawki? Otumaniony, spętany, wręcz zniewolony postanowił zadzwonić raz jeszcze, ale tym razem z komplementem dla właścicielki szczebioczącego głosu. Natalia łaskawie przyjęła komplement. Rozmowa rozciągnęła się na kilka godzin i brutalnie dobiegła końca z pojawieniem się pana Władzia, który nie mógł dodzwonić się do firmy.
- To takie romantyczne! - stwierdziła Asia. - Prawie jakbyście pisali do siebie listy tylko dzwoniąc!
Za namową przyjaciółki Natalia dała się zaprosić rozmówcy na pierwsze spotkanie. Robert Mantaj mógł być człowiekiem przedsiębiorczym, inteligentnym oraz pracowitym, ale dla niej był przede wszystkim dobry, czuły i kochający. Trzy lata później planowali ślub. W międzyczasie Robert podjął współpracę z panem Władziem wykazując się przedsiębiorczością, inteligencją i pracowitością.
- Nie chciałam wierzyć, gdy Adrian powiedział mi, że jego koleżanka jest autorką Złowrogiego lata - stwierdziła Marta. - Fantastyczny debiut literacki. Czekam na kolejną książkę.
- Na kolejną będziesz musiała jeszcze poczekać - przyznała Dominika. - Jestem na razie w trakcie zbierania materiałów i wszystko jest w powijakach.
Marta pomyślała o zbrodni dokonanej kilka dni wcześniej, ale w ostatniej chwili ugryzła się w język. Nawet jeśli dziwnym zbiegiem okoliczności dokonano morderstwa teraz, gdy do miasta zjechali bohaterowie poprzedniej masakry impreza państwa młodych nie wydawała się dobrym momentem na pytania odnośnie Kapturnika.
- To prawda, że książka jest oparta na faktach? - spytała.
Adrian spojrzał na swoją dziewczynę z niezadowoleniem, a ona z miną niewiniątka mrugnęła, jakby odpowiadając, nie pytam o Kapturnika, tylko o Złowrogiego.
- Mniej więcej - odparła, spoglądając kątem oka na męża.
- Leszku, a ty? - spytała Natalia wyraźnie zirytowana rozmową o mordercach. - Nadal tworzysz muzykę?
Matuszewicz zmarszczył brwi. Podniósł kieliszek do ust i szybko odstawił.
- Hobbistycznie. Zawodowo organizuję imprezy w klubach muzycznych, a didżejka, czy piosenki to już inna para butów.
Dalej rozmowa zeszła na tematy około alkoholowe. Z czasem przy stole uformowały się dwie grupy dyskutujące we własnych gronach. Pierwsza rozmawiała o sukienkach ślubnych i trudach ich poszukiwań, zaś druga omawiała muzykę weselną.
Kolacja przedłużyła się do północy. Adrian wyszedł przed dom, aby rozprostować nogi i zaczerpnąć świeżego powietrza. Po chwili dołączyła do niego Natalia. Przez chwilę oboje stali w milczeniu, spoglądając w dal ciemnego podwórka.
- Tata sądzi, że powinniśmy zamieszkać w Lipkach, a Robert uważa, że to świetny pomysł.
- A ty?
Natalia oparła się o płotek i głośno westchnęła.
- E, zbyt dużo wspomnień.
- Rozumiem - przyznał i od niechcenia spojrzał w stronę drzewa, na którym znaleźli kiedyś trupa woźnego.
- Sporo złych, ale też dużo dobrych - uśmiechnęła się na myśl o ich pierwszym pocałunku, tam w dole drogi.
Bez słowa ruszyli na przechadzkę ścieżką oddzielającą domy działkowe od łąki.
- Marta wydaje się być fajna.
Adrian nie odpowiedział. Szargały nim wątpliwości. Siłował się z nimi jeszcze przez chwilę, a potem wypalił:
- W nawiedzonym domu znowu kogoś zamordowano. Jedną z moich uczennic - doprecyzował.
- Ale jak... znaczy coś słyszałam... to...
- Wiele wskazuje na naśladowcę Kapturnika.
- Czy grozi nam niebezpieczeństwo?
Nie potrafił odpowiedzieć. Teraz dopiero pogratulował sobie koncertowej głupoty. Po co jej o tym powiedział? Mógł zamilknąć! Przynajmniej dzisiaj. Natalia brała ślub i ostatnią rzeczą, którą chciała usłyszeć była informacja o kolejnym wariacie biegającym z siekierą.
Przeszli w ponurym milczeniu jeszcze kilka metrów, gdy rozległ się krzyk. Intuicyjnie pobiegli przed siebie, aby zatrzymać się w miejscu, gdzie kończył się chodnik, a zaczynała piaszczysta szosa, wokół której posadzono niewysokie iglaki – za nimi zaczynała się łąka.
Z przeciwnej strony szedł… klaun. Miał na sobie zbutwiałe ubrania i maskę zszytą ze strzępów materiału, na której wybijał się bladoczerwony uśmiech. W dłoniach ściskał młot.
- To on – wyszeptała dziewczyna.
Spoglądali na dziwaka, gdy ten z gardłowym, niepodobnym do niczego, wrzaskiem ruszył w ich stronę. Para zaczęła uciekać. Korba w pewnym momencie złapał Natalię w pasie i ściągnął ją z drogi. Przelecieli przez ścianę z drzewek i sturlali się w gąszcz. Klaun pobiegł dalej.
- To on, prawda? – wyszeptała Natalia. – Nowy morderca.
Nie musiał odpowiadać. Jeszcze przez chwilę dla bezpieczeństwa posiedzieli w krzakach, gdy z zarośli po przeciwnej stronie wybiegli Krystian i Iza.
- Co wy tu robicie? – ryknął na nich Adrian.
- Ściga nas Kapturnik – wymamrotał chłopak.
***
Młody mężczyzna przez chwilę przyglądał się własnemu odbiciu w lustrze. Do granatowej marynarki dobrał spodnie tego samego koloru. Strój leżał na nim doskonale. I jedynie blizny ciągnące się po szyi i kawałku policzka mocno korespondowały z wyglądem młodzieńca. Odwrócił się lewym profilem. Na moment zapomniał o poparzeniach.
- Potrafi pani wiązać krawat? – zwrócił się do dziewczyny stojącej obok przebieralni.
Sprzedawczyni pomogła zawiązać krawat.
- To jakaś wyjątkowa okazja? – zapytała, gładząc marynarkę.
- Koleżanka ze szkoły bierze ślub i chcę sprawić jej niespodziankę – oznajmił z zadowoleniem Paweł Ostrowski.